Tak nazwaliśmy ten zamek, jeden ze znanych zamków nad Loarą, pełen standardowych a także niestandardowych zamkowych atrakcji. My jak zwykle szukamy czegoś atrakcyjnego, wyróżniającego. Dlatego spędziliśmy sporo czasu przed wybiegami psów.
Był środek lata, słońce i upał, psy były ospałe i nie sprawiały wrażenia szczęśliwych. Szukały cienia, leżały bez ruchu czekając na wieczorne schłodzenie. Trudno było je więc podziwiać w pełnej krasie, chociaż od czasu do czasu niektóre ruszały się żeby napić się wody lub zmienić miejsce polegiwania. Zrobiło nam się trochę ich żal.
Ruszyliśmy pomalutku do zamku widniejącego w oddali. W ogóle teren był ogromny. Jak okiem sięgnąć parki, ogrody, las, stawy. Zamek w tym otoczeniu wyglądał z daleka niezbyt okazale, chociaż bardzo atrakcyjnie pomimo, że jego budowa należy do prostych. Pamiętam jak podczas naszej pierwszej podróży do doliny Loary zauważyliśmy przed wejściem znak zakazu fotografowania. Oburzyło to nas wtedy na tyle, że pominęliśmy zamek w wizytach. Teraz pomimo nadal istniejącego znaku dostaliśmy zgodę na robienie zdjęć z zastrzeżeniem nie używania flesza. Niewątpliwie miał na to wpływ biznesowy charakter naszej wizyty.
Komnaty jak komnaty - po odwiedzeniu kilku zamków wydaje się, że w następnych wszystko jest takie same. Pomimo tego zawsze można znaleźć pewne specyficzne elementy. Jak przystało na zamek s psami tu pojawiła się na stołach zastawa z podobiznami psów. Faktycznie rasa ich była podobna do tych żywych.
Obejrzeliśmy wszystkie komnaty, z okna jednej z nich obserwowaliśmy rozległy park próbując znaleźć miejsce w którym się kończy. Skierowaliśmy się do ogrodu opisywanego jako najpiękniejszy wśród tych zamkowych. Był ładny, różnorodny, ale gdzie mu było chociażby do tego największego w zamku Villandry.
Ruszyliśmy na spacer po rozległym parku obserwując jak inni turyści korzystają z atrakcji zamkowych. Kawiarnio-herbaciarnia była pełna w środku i na zewnątrz. Kolejka przy kontuarze tak długa, że zrezygnowaliśmy z czekania na cokolwiek. Pragnienie dało na animuszu do zobaczenia pozostałej części. Mijały nas łódki sunące leniwie po stawie i kanałach, bezgłośnie “śmigały” elektryczne z tymi, którzy chcieli zobaczyć całą rozległą posiadłość. Mijaliśmy grupy, które w specjalnie przygotowanych do tego miejscach, rozpoczynały piknik. To jest dość powszechne w wielu zamkach, szczególnie tych, które mają duże parki. Turyści są wręcz zachęcania do takiego sposobu pobytu. Temu też służą sklepiki przyzamkowe, które oprócz wina maja też inne produkty piknikowe.
Zakończyliśmy swój pobyt wizytą w oranżerii i przejściem przez imponujący labirynt pomieszczeń poświęcony bohaterom bajek dla dzieci z serii Tin-Tin.
Naprzeciw wejścia do zamku pojawiła się winiarnia. Nie obyło się bez wizyty i degustacji z imponującego beczkowego podajnika. Pragnienie zostało zaspokojone po królewsku. Dobrze, że norma we Francji to 0,5 promila alkoholu we krwi - jako kierowca doceniłem to bardzo.
Agnieszka i Tomasz
http://www.optyczne.pl/3056-nowo%C5%9B%C4%87-Mo%C5%BCemy_za_darmo_i_bez_pozwolenia_fotografowa%C4%87_w_muzeach.html
- orzeczenie, którego dotyczy link odnosi się do polskich przepisów, ale bazuje na dyrektywie UE (nie mogłem jej znaleźć) mówiącej, że jeżeli nie powoduje się fotografowaniem zmian w ekspozycji, to nie można tegoż fotografowania zabronić. Tu oczywiście sprawa użycia fleszy może być dyskusyjna.
Przepisy, przepisami, a życie, szczególnie twarzą w twarz z ochroniarzem w muzeum, życiem ... :-) ...